Rozdział 5
Powiedzenie, że te
kilka tygodni w przeciągu, których święta Bożego Narodzenia było coraz bliższe,
minęło spokojnie byłoby wierutnym kłamstwem w całej swej okazałości. Do
Śmierciożerców dochodziły coraz to nowsze informacje o ruchach Pottera. Raz był
tam, a raz tu, potem znów tam, ale jednak jak dotąd nikomu nie udało się go
schwytać, a Czarny Pan z biegiem czasu niecierpliwił się coraz bardziej. Jak
trójka nastoletnich czarodziejów mogła z taką łatwością wymykać się grupom
doświadczonych czarnoksiężników, którzy bezwzględnie mordowali całe rodziny? To
pytanie łomotało w głowie każdego. Nie tylko zatwardziałych ślizgońskich
zwolenników Voldemorta, ale i tych, którzy oczekiwali wybawienia ze strony
Wybrańca. Każdego dnia z rąk Śmierciożerców umierała coraz większa liczba
mugoli, ale Lissa, która pochodziła z szanowanego rodu czarodziei i jej
rodzinie nic nie groziło, nie miała takich rozterek jak jej przyjaciółka,
której matka mogła w każdej chwili paść ofiarą znudzonego Śmierciożercy, który
postanowił się zabawić. Codziennie zamartwiała się, czy Snape nie wezwie jej do
gabinetu i nie przekaże smutnych wieści.
Sophia jednak oprócz
tego miała na głowie inne wymagające pilnej realizacji sprawy. Szerokim łukiem
pomijając już to, że Filch o mało nie przyłapał ich na posługiwaniu się magią
podczas szlabanu, to musiała przekazać matce jak powinna zachowywać się jako
czarownica. Lub też raczej mugol udający czarownice, bo nie było wątpliwości,
że jej rodzicielka nie ma w sobie, ani krztyny magii. Jednak z powodu jakiegoś
odważnego, a raczej wyjątkowo głupiego, Gryfona, który chciał wysłać wiadomość
do członka dawnego Zakonu Feniksa, cała poczta została zamknięta aż do
odwołania. Nawet dla pupilków dyrektora. Po
prostu pięknie. Jeszcze jakby tego było mało Snape zarządził testy
sprawdzające ich wiedzę na koniec semestru. Taki osobliwy prezent gwiazdkowy od
szkoły. Sophia, więc tym momencie miała daleko gdzieś Pottera i jego zgraję.
Oczywiście nie oznaczało to, że może on sobie tak po prostu wygrać, bo bądźmy
szczerzy, wtedy każdy Ślizgon byłby jak napiętnowany złoczyńca. Nawet jeśli nic
nie zrobił. Soph była pewna, że należy do tej niewinnej grupy, która była
niesamowicie nieliczna.
-Soph!-Lissa patrzyła
na nią znad książki od historii magii, a w jej wzroku widniała nagana- Nie
słuchasz mnie.
Spojrzała na
przyjaciółkę z uniesioną brwią i odkaszlnęła znacząco.
-Nie zauważyłam, żebyś
coś mówiła.
Czarownica przewróciła
oczami i zahaczyła palcem o krawędź kartki, aby przewrócić ją na drugą stronę.
-Nie mówiłam, ale
jakbym mówiła, też byś nie zauważyła. Nad czym tak myślisz?-uśmiechnęła się.
-Zastanówmy
się…-Sophia podparła swoją głowę na ręce i uniosła wzrok ku niebu, które
zadziwiająco bardzo przypominało sufit- Ktoś bez zapytania mnie o zgodę,
wciągnął mnie na wigilijną kolację u rodziny mojej okrutnie złośliwej
przyjaciółki, ale to jeszcze nic. Poczta została zamknięta na czas nieokreślony,
nie możemy przyjmować nawet sów z Proroka Codziennego, a na dodatek od jutra są
testy na koniec semestru, które najprawdopodobniej zostały zarządzone po to,
aby zepsuć nam święta.
Lissa skrzywiła się i
wydęła wargi.
-Nie rozumiem, o co ci
chodzi.-westchnęła-Jesteś świetna z KAŻDEGO przedmiotu. A może boisz się, że
pani R. narobi ci wstydu?
Sophia pokręciła głową
i machnęła ręka, aby przekazać jej, żeby zostawiła ten temat w spokoju. Mimo
ich czteroletniej przyjaźni, nigdy nie odważyła się, aby powiedzieć Lissie, że
jej matka jest mugolem. Nie była w stanie powiedzieć, jak udało jej się to
utrzymać w tajemnicy przez cały ten czas.
Można powiedzieć, że
nie zdążyła powiedzieć „Quidditch” i było po testach, które w sumie nie wyszły
tak źle, a ich szlaban się skończył. Zaczęła się przerwa świąteczna. Część
uczniów jechała do domu, aby wziąć udział w rodzinnych kolacjach, a niektórzy
zostawali w zamku. Soph siedziała w przedziale z Lissą i jeszcze jedną Ślizgonką,
wypatrując wirujących płatków śniegu. Za dwa dni miała siedzieć przy stole
razem z Lissą i jej rodziną. Krótko mówiąc zapowiadała się kolacja, która była
konfrontacją jej muglskiej matki ze światem magii. Odjazd.
-Wyglądasz jak
trup.-mruknęła Lissa znad książki, którą mieli przeczytać przez święta, aby móc
zrobić referat na transmutację dla McGonagall
Sophia obrzuciła ją
nieszczególnie wesołym spojrzeniem i szczelniej otuliła się kocem.
-Obiecuję, że u was
będę prezentowała się nienagannie i elegancko.-parsknęła
Liss wywróciła oczami
i wróciła do nudnawej lektury, a Sophia westchnęła lekko, przeciągając nogi.
***
Hermiona patrzyła
krzywo na zaśnieżone drogi, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że pogoda robi jej
na złość. Koła samochodu ślizgały się po oblodzonej ulicy, a światła
reflektorów uwidaczniały wirujące płatki śniegu. Zaparkowała przy zatłoczony
dworcu King ’s Cross i wmieszała się w tłum. Otaczali ją rodzice, którzy
pośpiesznie wędrowali w kierunku peronu 9 i ¾ i nie zważając na licznych
mugoli, przechodzili przez zaczarowaną ścianę. Rzuciła zniecierpliwione
spojrzenie kobiecie przed sobą, która szła szybkim slalomem, nie pozwalając się
wyminąć.
-Pani Rickman!-
Hermiona obróciła się i zobaczyła, idącą w jej stronę wysoką kobietę.
Hannah Cauldron zmierzała
w jej stronę rześkim krokiem, ciągnąc za sobą mężczyznę, który zapewne był jej
mężem.
-Matka Lissy, zgadza
się?-czarownica skojarzyła kobietę, z którą jechała kilka miesięcy temu powozem
do Hogwartu i z powrotem.
Kobieta skinęła
twierdząco.
-Cieszę się, że
przyjęła pani nasze zaproszenie. Moja teściowa była wniebowzięta, że w końcu
będzie mogła poznać panią i Sophię.-Ku zdziwieniu Hermiony twarz kobiety
rozciągnęła się w zaskakująco przyjemnym uśmiechu.
-Także się cieszę. I
bardzo za nie dziękuję.-Czarownica upewniła się, że nikt nie patrzy i przeszła
na peron- Proszę mi mówić Marine.
Kobieta uśmiechnęła
się ponownie.
-Hannah.-Wyciągnęła
dłoń w jej stronę- A to mój mąż, Stephan.
Hermiona uścisnęła
delikatną dłoń kobiety, a potem odwróciła się w stronę zatrzymującego się
pociągu. Maszyna ze świstem stanęła na peronie i po chwili uczniowie zaczęli
wylewać się z niego potężnymi falami. Czarownica nie miała wątpliwości, że jej
córka wywlecze się na samym końcu zła jak osa za to, że przyjęła zaproszenie na
świąteczną kolację. W końcu nie mogła wiedzieć, że jej matka uczestniczyła w
niejednym przyjęciu organizowanym przez Molly Weasley. Uśmiechnęła się w duchu,
widząc Sophię wychodzącą z pociągu i wypatrującą jej. Uniosła rękę i poczekała
aż córka zobaczy ją w przerzedzającym się już tłumie czarodziei. W końcu Soph
zauważyła ją i z bojową miną ruszyła w stronę miejsca, w którym stała. Lissa
już witała się z rodzicami parę metrów dalej. Dziewczyny pożegnały się
wychodząc z pociągu.
-Przestałam lubić
Snape’a jako głowę szkoły.-mruknęła jej córka na przywitanie.
-To było do
przewidzenia.-Hermiona uśmiechnęła się w duchu- Jak tam testy?
Sophia rzuciła jej
zaskoczone spojrzenie.
-Dobrze.-zassała lekko
policzki- Chociaż i tak nie rozumiem po, co one były.
Hermiona westchnęła i
złapała kufer córki. Kwadrans cały jej dobytek został zapakowany do bagażnika i
ruszyły w stronę mieszkania.
-Jak dostaniemy się do
domu Lissy?-zapytała się Soph, patrząc podejrzliwie na maskę samochodu, ledwo
widoczną za szyby.
Czarownica spojrzała
nią, przygryzając wargę, jakby się nad czymś zastanawiała. Po kilku minutach
milczenia jedną ręką puściła kierownicę i przełożyła przez głowę łańcuszek z
zawieszką. Podała go córce i zapytała:
-Wiesz co to jest?
Soph uniosła go do
światła i przyjrzała mu się. Wiedziała, że zawieszka przypomina jej pewien
znajomy kształt.
-Wygląda jak zmieniacz
czasu.-wyszeptała w końcu i oddała jej wisiorek.
Hermiona skinęła,
skupiając wzrok na drodze.
-To jest zmieniacz
czasu, ale zepsuty. Dostałam go od McGonagall na trzecim roku, potem musiałam
go zwrócić, ale na koniec szkoły dała mi go jako pamiątkę.
-Chodziłaś do
Hogwartu?-wyrwało się Sophii.
-Tak.-czarownica
zaparkowała i spojrzała na córkę, jakby ta miała w każdej chwili uciec-
Chodziłam do Hogwartu, kiedyś. W sumie jeszcze go nie skończyłam. Nikogo ci nie
przypominam?
Soph zmrużyła oczy,
ale pokręciła głową.
-Chodź do domu, pokaże
ci zdjęcia.-kobieta wysiadła z samochodu, a jej obcasy zastukały o oblodzoną
nawierzchnię.
Ciepło korytarza
owinęło się wokół nich, gdy tylko przekroczyły próg mieszkania. Hermiona nawet
nie zdjęła butów i od razu podeszła do regału z albumami. Stuknęła parę razy w
półkę i ich oczom ukazał się inny regał ze starszymi albumami. Z czasów
szkolnych. Widziała jak oczy jej córki powiększają się, gdy przeglądała
fotografię za fotografią.
-Ty jesteś Hermioną
Granger.
Czarownica
skinęła.
-Odpowiadając na
twoje pytanie, jak dostaniemy się na kolację. Teleportujemy się tam.- odłożyła
album i zostawiła osłupiałą córkę samą.
Komentarze
Prześlij komentarz