Rozdział 5
Powiedzenie, że te kilka tygodni w przeciągu, których święta Bożego Narodzenia było coraz bliższe, minęło spokojnie byłoby wierutnym kłamstwem w całej swej okazałości. Do Śmierciożerców dochodziły coraz to nowsze informacje o ruchach Pottera. Raz był tam, a raz tu, potem znów tam, ale jednak jak dotąd nikomu nie udało się go schwytać, a Czarny Pan z biegiem czasu niecierpliwił się coraz bardziej. Jak trójka nastoletnich czarodziejów mogła z taką łatwością wymykać się grupom doświadczonych czarnoksiężników, którzy bezwzględnie mordowali całe rodziny? To pytanie łomotało w głowie każdego. Nie tylko zatwardziałych ślizgońskich zwolenników Voldemorta, ale i tych, którzy oczekiwali wybawienia ze strony Wybrańca. Każdego dnia z rąk Śmierciożerców umierała coraz większa liczba mugoli, ale Lissa, która pochodziła z szanowanego rodu czarodziei i jej rodzinie nic nie groziło, nie miała takich rozterek jak jej przyjaciółka, której matka mogła w każdej chwili paść ofiarą znudzonego Śmierciożerc