Rozdział 1
Sophia
siedziała przy stole, czekając na rozpoczęcie tegorocznej ceremonii przydziału.
Nie wiedziała jak Snape przekonał rodziców, aby przysłali w tym roku swoje
dzieci do Hogwartu. Była jednak świadoma, że będzie lepiej, jeśli tak zostanie.
Jej przyjaciółka, Lissa, opierała się o nią i piłowała paznokcie, nie zwracając
zbytniej uwagi na ciszę, która panowała wokół stołów wszystkich domów. Nawet
Ślizgoni milczeli. Jednak to były jedynie pozory. Cisza panowała tylko dlatego,
że pochłonięci byli wymienianiem się teoriami, co do tego w jaki sposób zginie
Potter. Jedna z kartek zawierających przypuszczenia, któregoś z nich wylądowała
jej przed nosem. Ktoś niewyraźnym pismem nabazgrał:
Cruciatus
załatwi sprawę.
Parsknęła pod
nosem i przekazała świstek dalej. Nie zamierzała się z nimi bawić w zgadywanki,
ten etap zostawiła za sobą. Razem z poprzednim etapem w swoim życiu.
-Rickman!-Draco
Malfoy usiadł naprzeciwko niej, przerywając ciszę.- Doszły mnie słuchy, że
twoja matka to mugol, a ojciec zniknął jak śliwka w kompocie.
Blondyn patrzył
na nią ze złośliwym błyskiem w oku. Draco od pewnego czasu uważał się za pana
Hogwartu, zaraz po Severusie, którego traktował z niechętnym szacunkiem. Sophia
nie pamiętała, żeby ostatnio się uśmiechał, co według niej było dziwne.
Ślizgoni zawsze się uśmiechali. Z wyższością i drwiną wymalowaną na twarzy, ale
jednak. Miała za to wrażenie, że za punkt honoru postawił sobie zdobycie wszystkich
najgłębiej skrywanych faktów na temat jej rodziny. Nawet takich, o których ona
nic nie wiedziała. Na przykład na temat jej ojca, którego imienia nawet nie
znała. Nie była pewna, czy jej matka posiadała taką wiedzę. W każdym razie może
jedynie sobie to wyobraziła.
-Malfoy lepiej
przestań słuchać plotek, bo jak tak dalej pójdzie to okaże się, że Czarny Pan,
to drugie ja babci Neville'a.-sarknęła-To dopiero byłoby zaskoczenie.
Kilka najbliżej
siedzących osób wybuchło urywanym śmiechem. Zabrzmiało to niemal histerycznie. W
tym samym momencie drzwi Wielkiej Sali otworzyły się z hukiem. Nowy dyrektor
Hogwartu szedł szybkim krokiem między zapełnionymi stołami. Nauczyciele, którym
udało zachować się posady podążali za nim niechętnie. Czarna szata falowała na
sztucznym wietrze, a ziemista cera sprawiał, że wyglądał na chorego. Bardziej
chorego niż zwykle. Soph usiadła prosto i podążyła za nim czujnym wzrokiem,
czując rosnącą ciekawość, którą wzbudzał w niej od zawsze. Był najbardziej
znienawidzonym nauczycielem w szkole, faworyzował swoich wychowanków, w dodatku
każdy wiedział, że był poplecznikiem Czarnego Pana. Jednak Dumbledore go tu
trzymał. I jak to się skończyło? Były Dyrektor nie żyje, a Harry Potter za
niedługo także spotka się z rodzicami po drugiej stronie lustra. W końcu stanął
na podwyższeniu i z ponurym wyrazem twarzy odwrócił się w ich stronę. Przez
Wielką Salę przebiegł pełen niepokoju szelest, a po chwili zapadła pełna
napięcia i oczekiwania cisza.
-Nim rozpocznie
się nowy rok szkolny, pierwszoroczni zostaną przydzieleni do domów. Proszę ich
wprowadzić.-Warknął, a jego głos odbił się od ścian ponurym echem.
Nowi uczniowie,
których liczba jakby na to nie patrzeć, nie powalała, weszli eskortowani przez
dwóch krasnali, a może goblinów lub karłów. Najwyraźniej bliźniaków. Najbrzydszych
bliźniaków jakich kiedykolwiek widziała. Ich twarze były poznaczone bliznami, a
włosy przerzedzone i tłuste. Krzywymi nosami wciągali zapach własnego potu,
obgryzionymi paznokciami zdrapywali uschniętą skórę na przedramionach i
zlizywali ją z niesmaczną rozkoszą wypisaną na twarzach. Dziewczyna skupiła się
na skulonych ze strachu niewiele młodszych od niej dzieciach. Gdy to ona szła
do Hogwartu najpierw eskortował ich Hagrid, półolbrzym, a później McGonagall.
Wolała tę wersję za czasów Dumbledore'a. Teraźniejsza była według niej zbyt
ekstremalna.
-Ohydni.-Lissa
pochyliła się w jej stronę wyraźnie zniesmaczona.
Pilnik gdzieś
zniknął. Widocznie skończyła piłować paznokcie, gdy wszedł Snape, ponieważ
jedna ręka była niedokończona. Przeczesała nią krótkie włosy i razem
odprowadziły grupkę nowych uczniów wzrokiem. Wyczytani przez karła po lewej
pierwszoklasiści podchodzili szturchani przez jego brata.
-I pewnie
tępi.-mruknęła Soph, oblizując spierzchnięte wargi.
Jej przyjaciółka
parsknęła cicho i wyprostowała się. Cały stół Slytherinu rozbrzmiał brawami,
gdy Tiara Przydziału przydzieliła pierwszego ucznia do Domu Węża. Chłopak szedł
niepewnie, uważnie przyglądając się nowym współlokatorom. Widocznie niepewny,
czy podoba mu się wybór tej dziwnej, gadającej czapki, którą wsadzono mu na
głowę zaledwie chwilę temu. Tegoroczna ceremonia przydziału była chyba
najdziwniejszą, w jakiej przyszło jej brać udział. Soph ze sceptyczną miną
przyglądała się twarzom krasnali, których usta były ułożone w coś na kształt
uśmiechu. Wzdrygnęła się, gdy jeden z nich oblizał spiłowane w szpic zęby,
które poznaczone były śladami próchnicy. Niektóre widocznie ledwo trzymały się
w dziąsłach, a innych nie było wcale. Zabsorbowana rozstrzyganiem wyglądu bliźniaczych
krasnali nawet nie zauważyła, w którym momencie Snape odszedł od mównicy,
powiewając czarnymi szatami. Dyrektor zasiadł u szczytu stołu i zaledwie
sekundę później na stołach pojawiło się jedzenie. Nie dało się nie zauważyć,
tego że Ślizgoni dostali zdecydowanie większe porcje, których z pewnością nie
zdołają pomieścić. Dom węża natychmiast zabrał się do jedzenia, ale inne stoły
niepewnie sięgały po nieduże porcje. Pierwszoroczni, którzy mieli nieszczęście
trafić do pozostałych trzech domów z utęsknieniem spoglądali na pełne półmiski
Ślizgonów, jakby liczyły, że jedzenie okaże się jednak ogólnodostępne. Soph
zabrała się do jedzenia, nadkładając sobie po odrobinie wszystkiego z
półmisków, które leżały najbliżej. W momencie, gdy przestała zwracać uwagę na
resztę Wielkiej Sali i zajęła się rozmową z przyjaciółmi, zdążyła zapomnieć o
tym jaka niesprawiedliwość spotkała inne hogwarckie domy. Po skończonym posiłku
wysłuchali krótkiego przemówienia, podczas którego Snape wyglądał jakbym miał
ochotę zabić wzorkiem każdego, kto choćby spróbuje się odezwać. Wśród szumu
prowadzonych szeptem rozmów szli do dormitorium prowadzeni przez jednego ze
starszych uczniów. Na korytarzu panował chłód, którym przenikał przez szatę
Sophii, ale dziewczyna nie zwróciła na to uwagi pogrążona w rozmowie z innymi
Ślizgonami. Tak samo jak nie zauważyła opiekuna jej domu, który według niej
wyrósł prosto spod ziemi.
-Za
mną.-polecił jej
Nastolatka
odwróciła się w stronę przyjaciół i wzruszyła ramionami, ruszając za
nietoperzem. Jej kroki odbijały się echem od pustych ścian, z których zdjęto
kolorowe gobeliny. Gabinet dyrektora nie zmienił się zbytnio od zeszłego roku,
kiedy odwiedzała w nim wcześniejszego dyrektora. Chyba nie warto okłamywać się
na temat charakteru tych wizyt, zdecydowanie nie były one towarzyskie. Severus
Snape podał jej jakieś papiery.
-Rozdasz to
jutro prefektom domów.-powiedział sucho-Greenhouse jest za tępy.
Skinęła głową.
-To tyle,
dyrektorze?-spytała.
Odwrócił się w
jej stronę. Wyglądał jakby przez chwilę się nad czymś zastanawiał, ale jedynie
odprawił ją ruchem dłoni. Sophia wyszła z gabinetu i skierowała się do
dormitorium. Hasło było ustalane z góry przed zakończeniem roku szkolnego.
-Ab
ovo.-mruknęła i po chwili siedziała już w dormitorium.
-Coś nowego
świecie?-zapytała Lissa.
Jej
przyjaciółka leżała na plecach widocznie zafascynowana widokiem sufitu.
-Zdecydowanie
nie.
Lissa spojrzała
w jej stronę i westchnęła.
-Zapowiada się najlepszy rok w
karierze tej szkoły.
Ciekawi mnie ile jej czasu zajmie, żeby Hermionę rozpoznać. Będzie się miała z czego tłumaczyć :'D
OdpowiedzUsuńI rozumiem, że od samego sevmione odchodzimy i będzie to raczej historia Sophii?
Tłumaczyć, nie tłumaczyć... Kto wie jak to wszystko się potoczy :)
Usuń